Vini Medley to jedna z najbardziej wszechstronnych postaci w świecie połamanych rytmów. Zaczynał jako menadżer i "łowca talentów" w S.O.U.R. Recordings, założył i prowadzi wytwórnie Botchit & Skarper i Emotif (informacje o wszystkich trzech firmach można znaleźć w TP nr 15), grywa jako radiowy i klubowy DJ, a ostatnio sam zaczął tworzyć muzykę.
Okazją do rozmowy z Vinim była jego krótka trasa w naszym kraju (2-4 czerwca br.), zorganizowana przez Praffdatę i Tam Tam, podczas której grał w Sopocie, Warszawie i Lublinie. Towarzyszył mu MC Shockin, który od lat pracuje w znanej, jungle'owej radiostacji brytyjskiej Kool FM. Czarnoskóry śpiewak doskonale bawił się z publicznością. W Lublinie swoją "gadaninę" dodatkowo uatrakcyjniał, m.in. zamiast "London" skandując "Lublin". Niezmordowanemu MC w pewnym momencie zaczął towarzyszyć polski DJ - Micro (Shamana Gurus), który dzielnie zastępował Viniego. Ten, mocno już zmęczony zszedł "z ringu". Ale nie dane było mu odpocząć, gdyż w pobliżu czaiło się komando Techno Party. V.M. przyznał, że jest wyczerpany trzydniowym graniem, gdyż przede wszystkim jest menadżerem, a nie DJ-em - zwykle gra krótkie, godzinne sety. Ale nie miał już siły uciekać...
Techno Party: To już twoja druga wizyta w Polsce...
Vini Medley: Po raz pierwszy graliśmy w 1997 roku w Warszawie na zamku... ujasdauas (na dziedzińcu Zamku Ujazdowskiego - przyp. MK). Wtedy było zimno, nie to co teraz. Tym razem jest dużo przyjemniej, ale nie mieliśmy dość czasu, aby zobaczyć wszystko, co chcieliśmy. Polska to piękny kraj, cudowni ludzie, świetne jedzenie (Vini i Shockin codziennie pochłaniali przemysłowe porcje ruskich pierogów).
T.P.: Grałeś dzisiaj płyty z własnych oficyn, ale też sporo zupełnie innych rzeczy. Czy didżejkę traktujesz jako przedłużenie swojej pracy jako menadżera wytwórni, czy to coś zupełnie od niej niezależnego?
V.M.: To rzeczywiście dwie różne sprawy. Jeżeli gram w radiu, prezentuję po prostu nagrania B&S czy Emotif. Ale w klubie gram to, co lubię. Jednak nie puszczam płyt, których sam nie chciałbym wydać. Poza tym nie interesuje mnie granie tylko najnowszych i najpopularniejszych numerów - bo te nie zawsze są najlepsze.
T. P.: Dlaczego założyliście jednocześnie dwie różne wytwórnie?
V. M.: Wcześniej pracowaliśmy razem w S.O.U.R. która była firmą wydającą wyłącznie jungle. Chcieliśmy być bardziej elastyczni, nagrywali dla nas B.L.I.M., T-Power, Raw Deal czy freQ Nasty, których muzyka bazowała na jungle i breakbeacie, ale wychodziła znacznie dalej. Dlatego chcieliśmy skupić się na tych nowych dźwiękach, a ludzie jednoznacznie kojarzyli S.O.U.R. z określonym brzmieniem. I tak powstały Emotif i Botchit & Scarper.
T.P.: Ale w międzyczasie dorobiliście się "firmowego" brzmienia. W jaki sposób wyszukujecie nowych artystów, których muzyka pasuje do klimatu nagrań z waszego katalogu? Czy przysyłają do was swoje dema?
V.M.: Owszem, część z nich trafiła do nas w ten sposób. Ale nie wydaje mi się, że wszyscy nasi artyści brzmią podobnie - każdy z nich ma swój indywidualny "sound". Myślę, że przy doborze nowych wykonawców nie kierujemy się jakimś konkretnym brzmieniem - po prostu wydajemy muzykę, którą lubimy. To dla nas bardzo ważne. Nie wypuszczamy nowych płyt dlatego, że chcemy zarabiać duże pieniądze. Robimy to, bo kochamy muzykę! Zamiast wypuszczać mnóstwo nowych tytułów, staramy się publikować tylko to, co najlepsze.
T.P.: A czy w przyszłości planujesz jakieś stylistyczne zmiany w istniejących wytwórniach, czy raczej powstaną nowe firmy, oferujące jeszcze inną muzykę?
V.M.: Nasze brzmienie ciągle zmienia się i rozwija - nie stoimy w miejscu. Mamy swoje motto: "Jesteśmy liderami, a nie naśladowcami". Ale założyliśmy też ostatnio "córkę" Emotif - Double Zero - która będzie wydawać twardsze, ale bardzo taneczne jungle. Natomiast pododdział Botchit & Scarper - Botchit Breaks zakładamy, aby macierzysta wytwórnia mogła wrócić do punktu, w którym zaczęliśmy - skupić się na artystach, wydawaniu albumów konkretnych wykonawców, a nie kompilacji i promowaniu bardziej eklektycznych dźwięków.
T.P.: Co oznacza nazwa Botchit & Scarper?
V.M.: Wszyscy, którzy na początku byli zaangażowani w tworzenie wytwórni, pracowali dorywczo na budowie... Czasami gdy zależy ci tylko na pieniądzach, po prostu pracujesz byle jak - "botchit & scarper" - "odp*******ć robotę, wziąć kasę i spadać"... Dla żartu wykorzystaliśmy to powiedzenie...
T.P.: Ktoś określił ciebie mianem punkowego "junglisty". Czy zaczynałeś od punk rocka?
V.M.: Jeżeli już, to od rock'n'rolla. Myślę że mówiono tak o mnie dlatego, że na scenie jungle wszyscy ubierali się podobnie - brytyjski "junglist" przeważnie wyglądał jak hip-hopowiec. A ja ubierałem się tak, jak chciałem - bardziej agresywnie. I zaczęli nazywać mnie w ten sposób
T.P.: Czy sam też coś nagrywasz?
V.M.: Tak. Moja pierwsza płytka powinna pokazać się już wkrótce. Wydamy ją jako Vini vs Funkmonster. Funkmonster to człowiek z Los Angeles, który przyjechał w grudniu ur. do Londynu i wspólnie zaczęliśmy nagrywać. W przyszłości mamy zamiar zrealizować cały album - tym razem jako Goldhead. To co gramy, to wciąż breakbeat, ale mam do tego stylu specyficzne podejście.
T.P.: Słyszałem, że swego czasu Botchit & Scarper pomogło w karierze Asian Dub Foundation - czy to prawda?
V.M.: Zorganizowaliśmy wspólny projekt, w którym uczestniczyli nasi artyści, ADF i uczniowie warsztatów muzycznych z których wywodzi się Dub Foundation. Miało to miejsce wkrótce po tym, gdy ADF opuścili Nation Records. Graliśmy wspólne koncerty, także z innymi zespołami - jak Primal Scream. Świetna zabawa...
T.P.: Mam jeszcze na koniec "podchwytliwe pytanko": przyszłość drum'n'bassu?
V.M.: Eeee... OK, to może ja zadam ci pytanie: jaka jest przyszłość house'u?
T.P.: Eeee...
V.M.: To jest to samo pytanie. Chodzi o to, że nowoczesna muzyka taneczna jest u nas popularna od ponad 10. lat. Wszyscy pytają o przyszłość d'n'b, jakby oczekiwali, że ten styl ma wkrótce zniknąć... Ale - jak widać - nikt nie interesuje się przyszłością house'u czy techno. Zajmuję się jungle i d'n'b już od dobrych siedmiu lat i wciąż widzę, że ten gatunek się rozwija, podobnie jak pozostałe. Muzyka taneczna po prostu jest i będzie. Nie wiem, jaka faktycznie będzie przyszłość d'n'b. Tak długo, jak ludzie będą chodzili na imprezy i bawili się przy tej muzyce, będzie ona istnieć i ewoluować.
Rozmawiał Marek Książkiewicz
Copyright bogacz.pl