New Order - Splin w tanecznym rytmie

Swoje pierwsze muzyczne kroki stawiali w epoce punk rocka i disco, zaprowadzając nowy ład na gruzach obydwu tych stylistyk. Nic dziwnego, że zostali uznani najbardziej wpływowym zespołem lat 80., nic dziwnego, że nazwali się New Order. Dla niezależnej sceny tanecznej byli pionierami, inspiratorami, wreszcie sponsorami, stając się jedynym w swoim rodzaju zespołem-instytucją. Kilka razy wydawało się, że ich kariera definitywnie dobiegła końca, w tym roku powrócili z nowym albumem, budząc gotowość ("Get Ready") i wspomnienia.


Tony Wilson, prezenter lokalnej telewizji, który stał się znany dzięki zapraszaniu do swoich programów punkowych formacji, w 1978 roku założył wraz z przyjaciółmi klub The Factory, miejsce, w którym mogły pokazać się grupy z Manchesteru i okolic. Pośród wykonawców, którzy zagrali na kilku pierwszych imprezach znaleźli się m.in. Cabaret Voltaire, The Durutti Column i Joy Division. Ich koncerty zostały dobrze przyjęte, a zachęcony tym Wilson, za pieniądze otrzymane w spadku, otworzył wytwórnię Factory i wydał podwójną EP-kę z nagraniami wyżej wymienionych. Wkrótce młoda firma opublikowała debiutancki singiel "Electricity" Orchestral Manoeuvres In The Dark, synth-popowego duetu, bardziej znanego jako OMD, który później zdobył olbrzymią popularność.

Przerwany rozdział

Kilka lat później Factory stało się filarem powstającej brytyjskiej sceny tanecznej, głównie za sprawą wykonawcy, po którym najmniej się można było tego spodziewać. Podczas gdy OMD od początku grali przystępnie i przebojowo (ale natychmiast zmienili wydawcę), a Cab Vol, Durutti Column czy A Certain Ratio ostro kombinowali z funkiem, Joy Division było odporne na wszelkie rozrywkowe elementy. Zespół zadebiutował w 1977 roku jako stricte punk rockowy band Warsaw, szybko rezygnując jednak z łojenia a la Sham 69. Materiał nagrany na pierwszy album grupy, który miał się ukazać nakładem RCA, został odrzucony przez muzyków, którym nie pasowały dodane przez producenta syntezatory, niezgodne z punkowym image'm. Kiedy już zmienili nazwę na Joy Division, a wytwórnię na Factory, wprawdzie przywykli do stosowania instrumentów elektronicznych, a producent Martin Hannett wygładził i wzbogacił ich toporne początkowo brzmienie, ale to, co pojawiło się na ich płytach, przeszło do historii jako uduchowiona i pełna smutku klasyka nowej fali. Po nagraniu kilku singli i świetnie przyjętego albumu "Unknown Pleasures", w początkach 1980 roku grupa nagrała następną płytę i przygotowywała się do trasy koncertowej po USA, prawdziwego wyzwania dla zbierającej dobre recenzje, ale młodej i zdecydowanie niekomercyjnej formacji. W przeddzień wyjazdu cierpiący na pogłębiającą się epilepsję i bliski rozwodu wokalista i autor tekstów, Ian Curtis popełnił samobójstwo.

Nowy Porządek

Pozostała trójka, czyli basista Peter Hook, perkusista Stephen Morris i gitarzysta Bernard Albrecht (który później wrócił do swojego prawdziwego nazwiska - Sumner), znalazła się w nieciekawej sytuacji. Wydane już po śmierci Curtisa, singiel "Love Will Tear Us Apart" i album "Closer", prawie natychmiast stały się kanonem, a Joy Division - legendą. Kontynuowanie działalności bez charyzmatycznego wokalisty wyglądało na z góry skazane na porażkę. Jednak nie w oczach grupy, która pozbierała się po stracie kolegi i zabrała do pracy. Postanowiono zmienić nazwę, tu proroczym pomysłem popisał się menadżer zespołu Rob Gretton - i tak powstał New Order. Większym problemem niż nazwa okazał się jednak brak wokalisty. Cała trójka próbowała swoich sił w śpiewaniu, na pierwszych koncertach granych już jako N.O., wokalnie udzielali się na zmianę Sumner z Morrisem. Wreszcie zdecydowali, że za mikrofonem zostanie ten pierwszy.
Już we wrześniu 1980 roku formacja wyruszyła na spóźnioną trasę po USA, gdzie nie zrobiła wprawdzie furory, ale podczas tej i następnych wizyt miała okazję poznać nowojorskie undergroundowe kluby taneczne Funhouse i Paradise Garage, panującą w nich atmosferę i muzykę.

Kiedy podczas prób i koncertów okazało się, że Sumner nie radzi sobie z równoczesną grą na gitarze i śpiewem, muzycy znowu zdali się na menadżera. Za sugestią Grettona do składu dołączyła ówczesna dziewczyna, a późniejsza żona Morrisa, Gillian Gilbert, jako gitarzystka i klawiszowiec, choć wtedy dopiero uczyła się grać na instrumentach. Zespół nagrywał nowy materiał i intensywnie koncertował. Pomimo tego, że to właśnie Ian Curtis, fan Kraftwerku, był początkowo jedynym zwolennikiem syntezatorów w Joy Division, New Order w coraz większym stopniu opierał swoje brzmienie na elektronice. Twierdzili nawet, że taki instrument, jak syntezator ARP Quadra, który nie wymaga posiadania przez grającego żadnych umiejętności, jest bardziej punkowy niż gitara.
Ciekawostką i sygnałem, iż także bez tragicznego końca Joy Division grupa skierowałaby się w tym kierunku, było jedno z ostatnich zrealizowanych przez nią nagrań, "As You Said" - z dzisiejszej perspektywy będące eksperymentalnym... electro.

Żywa legenda

Jednak pierwsze single N.O. i album "Movement" brzmiały - łącznie ze śpiewem Sumnera - jak blada kopia starszych nagrań zespołu, może tylko trochę żwawsza. Jedynie singlowe nagranie "Everything's Gone Green" zapowiadało poważniejsze zmiany. Te pojawiły się w większej skali, kiedy grupa zrezygnowała z usług dotychczasowego producenta, postanawiając samodzielnie decydować o własnym brzmieniu. New Order całkowicie postanowił odciąć się od swojej przeszłości, ku rozpaczy fanów przestając grać na koncertach kompozycje Joy Division. Zresztą to, co prezentowali na żywo, nie tylko od strony muzycznej zaczęło istotnie odbiegać od nawiedzonych spektakli z Ianem Curtisem w roli głównej. Nieśmiały Bernard, czy jak zwykli go nazywać znajomi, Barney, nie czuł się najlepiej przed publicznością. Przez wiele lat nie potrafił wyjść na scenę trzeźwy, a wszyscy członkowie grupy zachowywali się bardzo wstrzemięźliwie i sztywno. Ich koncerty były krótkie, zwykle 45. minutowe, prawie nigdy nie grali bisów (zamiast nich pozostawiając włączony automat perkusyjny i sekwencer), za to bardzo często zmieniali program, a prezentowane na żywo wersje mocno odbiegały od studyjnych pierwowzorów. Do - kolejnej - legendy przeszły też ich problemy ze sprzętem: przeciągające się przerwy między numerami, wynikające z ładowania danych do zawodnych sekwencerów z równie zawodnych dyskietek, czy odmawiające współpracy syntezatory. Grupa woziła ze sobą po kilka egzemplarzy każdego modelu, aby przynajmniej jeden okazał się sprawny. Mimo to, jak opowiadał Morris, "aby zmusić Emulatory, żeby działały przynajmniej przez połowę koncertu, trzeba było walić w nie żelazną pałą". Wspomnienia godne pionierów.

Taneczna korupcja

W początkach 1983 roku nastąpił moment zwrotny w karierze grupy pod wpływem inspiracji undergroundowym, minimalistycznym disco, a przede wszystkim wczesnym electro w postaci "Jazzy Sensation" i "Planet Rock" Afirki Bambaaty, wyprodukowanych przez Arthura Bakera. Najpierw powstał wydany na singlu "Blue Monday", w czerwcu zaś ukazał się album "Power, Corruption And Lies". Wprawdzie nie uległa poważnej zmianie nastrojowa, nostalgiczna atmosfera muzyki N.O., ani charakterystyczne linie basowe Hooka, zwykle zastępujące partie gitary, ale brzmienie stało się bardziej syntetyczne, a śpiew Sumnera nabrał w końcu autentyczności - był emocjonalny, choć mocno "zgaszony". Wspomniany "Blue Monday" oraz "586" czy "Ecstasy" były już "nowofalowym disco", jak określała je część dotychczasowych fanów grupy, zdegustowana skocznymi, melodyjnymi nagraniami. Ale poza grupą zniesmaczonych zwolenników mrocznego gitarowego grania, "nowy" New Order został ciepło przyjęty. Na amerykańskiej undergroundowej scenie tanecznej byli kolejnym odkryciem po Kraftwerku czy Yello, obok kolegów z wytwórni - Quando Quango. Ci ostatni jednak zostali zupełnie zignorowani na rodzimym podwórku i nigdy nie udało im się osiągnąć większej popularności poza nowojorskimi klubami. Dla pionierów techno i house'u, dla których gitarowa nowa fala była równie ważna, jak ich własne, "czarne" muzyczne tradycje, fuzja tanecznej elektroniki i post-punkowego grania w wykonaniu New Order, stanowiła poważny impuls. W Europie zaś, gdzie synth-pop był dla wychowanej na punku i nowej fali generacji zwykłą komercją, a disco czymś zwyczajnie obleśnym, taka muzyka stanowiła "alternatywę dla alternatywy", impuls pokazujący, że syntezatory i taniec mogą jednak być "cool".

Kolejne dwa wydawnictwa zespołu - "Confusion" i "Thieves Like Us" były kolejnym krokiem w stronę ściśle klubowej estetyki. Wydane jako 12" single i wyprodukowane przez Arthura Bakera ("Tak bardzo ruszyło nas to, co wraz z Bambaatą zrobili z Kraftwerku, że musieliśmy go spotkać!" - B.Sumner) zawierały długie, taneczne remiksy. W Europie nie powtórzyły już sukcesu "Blue Monday", taka formuła była na pięć lat przed boomem acid house'u jeszcze zbyt dziwaczna... Entuzjastycznie powitano je tylko na parkietach undergroundowych amerykańskich klubów.

Sponsorzy w akcji

Po tych wyskokach nastąpił powrót do "standardu". Na "Low-life", bo o tą płytę chodzi, pomimo poważnych rozjazdów stylistycznych - od gitarowej nowej fali po - powiedzmy - proto-eurodance, New Order potrafił całość przyprawić swoim firmowym smutkiem - nawet singlowy hit "The Perfect Kiss", pierwotnie zatytułowany "I've Got Cock Like The M1", mimo wszystko omijał mielizny radosnego synth-popu. Chociaż grupa nie była zmuszana przez wytwórnię do stosowania i przestrzegania planów wydawniczych, publikując co chciała i kiedy chciała, w latach 1985-86 powtórzyła serię: album ("Brotherhood"), poprzedzony singlami dla DJ-ów ("Shellshock" i "State of The Nation"), znacznie mniej udaną od poprzedniej. Członkowie N.O., jako współudziałowcy Factory i Haçiendy sami zmusili się do szybkiego wydania tego materiału w obliczu kłopotów finansowych wytwórni i klubu, co prawdopodobnie było główną przyczyną średniego poziomu płyt. Taka sytuacja powtarzała się jeszcze później i dopiero ostatnio, gdy grupa jest już wolna od pozamuzycznego balastu, przyznała się do łatania finansowych zobowiązań Factory przygotowywanymi naprędce produkcjami. Z jednej strony - powiało zwykłą komercją, z drugiej - gdyby nie New Order, Haçienda nie stałaby się kultowym miejscem, jedną z legend sceny klubowej.

Wypadki przy pracy

Kolejny przebój grupy, największy od czasów "Blue Monday", czyli "True Faith", stał się częścią dwupłytowego albumu "Substance" (1987). Wydawnictwo to zbierało wcześniej wydane tylko na singlach nagrania, wreszcie dostępne na albumie. Kolejnym dziwnym zbiegiem okoliczności w historii manchesterskiej formacji, taka retrospektywna płyta ilustrująca, jak w ciągu kilku lat całkowicie zmieniła się muzyka N.O., stała się olbrzymim sukcesem, przynosząc zespołowi szerszą popularność.

Nienajlepszy pomysł, jakim była próba odgrzania "Blue Monday" przez słynnego jazzowego producenta Quincy Jonesa, został odebrany dokładnie tak, jak na to zasługiwał - jako próba zarobienia "łatwej kasy". Kolejny raz okazało się, że grupa osiągała sukces tam, gdzie się tego nie spodziewała, nie siląc się na komercyjną poprawność. W międzyczasie nastał rok 1998 i "Drugie Lato Miłości", New Order tym razem trafili w odpowiedni moment, nagrywając swój kolejny album "Technique" na Ibizie, dopiero odkrywanej przez miłośników tanecznego szaleństwa. W końcu zainteresowania brytyjskiej młodzieży zbiegły się na dobre z drążonymi przez grupę od kilku lat motywami: obok tradycyjnego "alternatywnego popu" N.O. na płycie znalazły się ślady acid house'u. A może po prostu acid house dogonił New Order? Ale tym razem zespół nie próbował "iść za ciosem", zamiast tego udając się na dłuższe wakacje.

To i owo na boku

Gillbert z Morrisem pracowali wspólnie nad muzyką do programów telewizyjnych, Hook założył grupę Revenge, zaś Sumner wraz z byłym gitarzystą The Smiths Johnny'm Marrem - duet Electronic. Ten ostatni projekt cieszył się sporą popularnością, prezentując - jak przystało na dwóch tak utalentowanych i uznanych muzyków - elektroniczny pop wysokiej klasy. Ale Electronic to już inny temat, tu warto tylko dodać ciekawostkę pasującą do nie-do-końca-elektronicznej historii New Order: przy nagrywaniu drugiego albumu duetu "Raise The Pressure", pracował z nimi ex-członek Kraftwerku Karl Bartos, traktując nagrywanie tej płyty jako... ucieczkę od elektroniki.

W 1990 roku New Order zwarł szyki tylko na chwilę, by razem z brytyjską reprezentacją piłkarską nagrać "World In Motion", oficjalny numer drużyny na mistrzostwa świata we Włoszech. Pomysł powstał przypadkiem, samo nagranie również, właściwie dla żartu. W rezultacie był to pierwszy singiel grupy, który stał się Numerem Jeden brytyjskiego Top 10... Później była kolejna przerwa i wreszcie N.O. przystąpił do pracy nad kolejnym albumem - "Republic", mającym ratować stojące na skraju bankructwa Factory. Nie udało się, płyta została wydana dopiero w 1993 roku nakładem innej firmy - London, która zobowiązała się też spłacić zobowiązania Fabryki wobec zespołu. Mimo finansowych podtekstów "Republic" okazał się sporym sukcesem, podobnie jak pochodzący z niego singiel "Regret".

Kiedy już Factory i Haçienda należały do historii, New Order ponownie zniknął. Sumner nagrywał w Electronic, Hook w Revenge, a później w radzącym sobie trochę lepiej Monaco, wreszcie pozostała dwójka, czyli państwo Morris założyli duet nazwany adekwatnie - The Other Two. Scenę taneczną zasiliła kolejna generacja, a manchesterskie jej początki stały się legendą. Do tego stopnia, że córka Sumnera jest zawstydzona widokiem tatusia pląsającego w klubach, w końcu panu po czterdziestce już nie wypada... A jednak wrócili, najpierw produkując nagranie "Brutal" na potrzeby filmu "The Beach", a wreszcie w tym roku publikując album "Get Ready". Wolni od zobowiązań nagrali płytę nostalgiczną i bardziej rock'n'rollową niż cały ich wcześniejszy dorobek firmowany nazwą New Order. Nowy Ład zaprowadzony, pora na wspominki...

Marcin Bogacz

Factory

Ściśle powiązana z New Order wytwórnia prowadzona przez Tony Wilsona była najdziwaczniejszą oficyną w historii sceny niezależnej. To głównie pieniądze zarabiane przez New Order pozwoliły przetrwać jej ponad dziesięć lat pełnych ekstrawaganckich wydawnictw i antymarketingowych zagrań. Dopiero pod koniec jej funkcjonowania zaczęto sporządzać pisemne kontrakty, wcześniej opierając się na ustnych umowach. Większość wydawnictw miała całkowicie niekomercyjny charakter, a działania promocyjne albo nie istniały, albo przybierały kosztowne, tyle że nieskuteczne formy. Jedną z ważniejszych postaci w firmie był grafik Peter Saville, któremu pozostawiano wolną rękę w tworzeniu oprawy graficznej płyt (sprzedaż niektórych z nich czasami bardziej wynikała z opakowania niż z samej muzyki - choć nie dotyczy to akurat N.O.). Twórca prawie wszystkich okładek New Order do woli eksperymentował z technikami poligraficznymi, nie licząc się z kosztami. Kiedy zaś muzyka nie przypadała mu do gustu, jak w przypadku maksisingla z remiksami "Sub-culture" N.O., płyta ukazywała się w pozbawionej nadruku kopercie. Niekontrolowane wydatki na produkcję ostatniego albumu drugiej po New Order gwiazdy firmy - Happy Mondays czy seria słabo sprzedających się albumów z muzyką poważną doprowadziły w 1992 roku do ogłoszenia bankructwa wytwórni. Obecnie funkcjonuje, jednak już bez większego powodzenia, Factory Two (albo Too).

Doskonałą ilustracją charakteru wytwórni jest jej katalog, w którym obok wydawanych płyt znajdowało się wszystko, co właściciele Factory uznali za stosowne w nim umieścić, firmowe plakietki, papeterie, plakaty, pocztówki, reklamy i... sprawdźcie sami, oto wybrane przykłady:

FAC 8
Factory Egg-Timer - "liczydło menstruacyjne": cztery rzędy, po siedem kulek na każdym. Nakład: jeden egzemplarz prototypowy.

FAC 20
"Too Young to Know, Too Wild to Care"; Nie zrealizowany film, w którego scenariuszu członkowie A Certain Ratio dokonują zamachów terrorystycznych w Manchesterze, m.in. porywają Iana Curtisa i wysadzają w powietrze resztę Joy Division.

FACT 30
"The Heyday"; Kaseta zawierająca wywiady z członkami Sex Pistols oraz babką Malcolma McLarena.

FAC 51
Klub Haçienda; 11/13 Whitworth Street West, Manchester. Istotnie, jego oficjalna nazwa brzmiała FAC 51.

FAC 61
Proces wytoczony Factory przez Martina Hannetta z powodu niezapłaconych mu pieniędzy za produkcję płyt Joy Division i New Order.

FAC 86
Papierowy model Haçiendy do sklejania, rozdawany przez wytwórnię jako prezent gwiazdkowy.

FAC 91
Facsoft Computer Programme; Nigdy nie ukończona gra komputerowa, której fabułą miało być uczenie się przez Stephena Morrisa programowania automatu perkusyjnego przy tworzeniu "Blue Monday".

FAC 98
Swing; Salon fryzjerski otwarty w podziemiach Haciendy. Tam był kreowany image grup związanych z Factory oraz The Smiths.

FAC 99
Rachunek od dentysty za "rekonstrukcję zębów trzonowych Roba Grettona". Wystawiony po pobiciu managera N.O. po bijatyce z członkami A Certain Ratio.

FAC 104
"The Tube"; Transmisja z Haçiendy zaprezentowana przez Channel 4, zawierająca m.in. pierwszy koncert Madonny w Wielkiej Brytanii.

FAC 126
Ulotka informująca o wyjeździe jednego z szefów Factory, Alana Erasmusa do Moskwy. Miał on nawiązać tam kontakty z młodymi artystami grającymi muzykę klasyczną. Projekt nie został zrealizowany, ponieważ radziecki współpracownik Factory odpowiedzialny za jego realizację, został wydalony z Anglii kiedy wykryto, że jest szpiegiem KGB.

FAC 148
Łopata koła młyńskiego zasponsorowana przez wytwórnię podczas rekonstrukcji zabytkowego młyna Styal Mill koło Manchesteru.

FAC 201
Dry; Bar otwarty przez Factory w Manchesterze w lipcu 1989 r.

FAC 215
Francuskie wino stołowe "Vin D'Usine Blanc", podawane w Haçiendzie. Etykieta na butelkach zaprojektowana przez Petera Saville'a.

FAC 231
Ogłoszenie w magazynie Music Week, z okazji 50. urodzin Johna Peela.

FAC 233
Konta rachunkowe Joy Division / New Order.

FAC 243
Wykonana z brązu figurka cherubina, który znalazł się na okładce "Technique".

FAC 253
Zakład pomiędzy Tony Wilsonem i Robem Grettonem. W przypadku gdyby singiel "Round&Round" New Order nie dostał się do brytyjskiego Top 5, Wilson miał zrezygnować z kierownictwa firmy. Przegrał, ale umowy nie dotrzymał.

FAC 281
The Area; Sklep z pamiątkami Factory, znajdujący się naprzeciwko Dry. Zamknięty w 1991 roku.

FAC 282
Kwiaty na wesele Paula Rydera (Happy Mondays)


Jeszcze po bankructwie Factory, Wilson nadawał kolejne numery wg starego katalogu, w br. doszły m.in.:

FAC 433
Strona internetowa poświęcona filmowi "24 Hour Party People": www.partypeoplemovie.com

FAC 451
Film dokumentalny "Love Will Tear Us Apart - A History Of The Hacienda" Jane Stanton poświęcony historii klubu, numer FAC451 odnosi się oczywiście do FAC51 - Haçienda.


Haçienda

O klubie otwartym przez Factory i New Order 21 maja 1982 roku pisano już książki i kręcono filmy, prezentowaliśmy zresztą jego historię przy kilku różnych okazjach. Lokal miał stanowić pierwsze miejsce w Manchesterze, w którym można było się bawić bez względu na swój wygląd i "podejrzane" zainteresowania muzyczne, ale stał się czymś więcej, wzorem dla innych, najważniejszym centrum muzyki tanecznej na północ od Londynu, a w epoce "Madchesteru" przyćmił swą sławą właściwie wszystkie kluby świata. Jednak dla właścicieli nie był wcale świetnym interesem. Przez pierwsze kilka lat atrakcje oferowane klubowiczom były tak kosztowne, że Haçienda wymagała stałego dofinansowywania przez Factory i N.O. Zarówno Martin Hannett, jak i Peter Saville wycofali się z wytwórni, widząc, że ta wszelkie dochody pcha w deficytowy lokal.
Już w 1986 roku w Haçiendzie Mike Pickering (osobny rozdział w historii sceny tanecznej, m.in. członek Quando Quango, odkrywca Happy Mondays, twórca M People...) grał house z Chicago, a wraz z wzrastającą popularnością house'u i techno na Wyspach rosła też sława klubu. Prawdziwy szał nastąpił na przełomie lat 80. i 90., jednak Haçienda szybko popadła w nowe kłopoty, w klubie ginęli ludzie, czy to wskutek przedawkowania narkotyków, czy w wyniku gangsterskich porachunków. Nie pomogło wzmacnianie ochrony, ani kilkukrotne tymczasowe zamykanie lokalu zagrożonego utratą licencji. Wreszcie w 1997 roku cofnięto mu ją ostatecznie. Ale to nie był jeszcze koniec legendy, opuszczony budynek zajęli squatterzy, a Hacienda, kiedyś pierwsza rozsądna alternatywa dla rave'ów, sama stała się miejscem nielegalnych imprez tanecznych. Kiedy doszło do regularnych walk pomiędzy ich uczestnikami, a policją, podjęto decyzję o zburzeniu budynku, a pozostałości po słynnym klubie sprzedano na aukcji. Tak skończyła jedna z ważniejszych kolebek sceny klubowej - chociaż wnętrza Haçiendy można było oglądać jeszcze niedawno - lokal został zrekonstruowany ze wszystkimi szczegółami na potrzeby filmu "24 Hour Party People".

Blue Monday

"Love Will Tear Us Apart" było najlepiej sprzedającym się singlem nie tylko w historii Joy Division, ale muzyki niezależnej w ogóle, jednym z największych jej osiągnięć. Nikt nie przypuszczał, że New Order będzie w stanie powtórzyć ten sukces, ale stało się inaczej. Trzy lata po "niezależnym singlu wszechczasów" grupa z Manchesteru wypuściła "taneczny singiel wszechczasów" - "Blue Monday" - koniec jednej legendy i początek następnej.

Nagranie powstało przypadkowo, podczas studyjnych eksperymentów mocno "naprutych" muzyków . Stephen uczył się dopiero programowania nowego nabytku - automatu perkusyjnego, Gillian w niewłaściwym momencie wystartowała sekwencer itp. Cztery lata później powstanie "Acid Tracks" i acid house'u było właściwie powtórką tamtej historii...

"Blue Monday" z miejsca stał się hitem zarówno na niezależnych, jak i tanecznych listach przebojów, prawdziwym klasykiem i inspiracją dla muzyków po obydwu stronach Atlantyku. Skopiowany przez producenta Bobby'ego Orlando ("Love Reaction" Divine) przyczynił się do powstania Hi-NRG, pierwotnej wersji house'u.

"Nadworny" grafik Factory, Peter Saville obserwujący Stephena mordującego się z 5. calowymi dyskietkami ładowanymi do sekwencera, wpadł na pomysł oprawienia tego "komputerowego" nagrania w okładkę przypominającą taką właśnie dyskietkę. Obwoluta z wyciętymi otworami kosztowała tyle, że Factory sprzedawało singiel za zwrot poniesionych wydatków. Dopiero z czasem, ekstra koszty na nietypową okładkę zwróciły się dzięki skali nakładu, który dobrze przekroczył trzy i pół miliona kopii! Pomimo tego singiel nigdy nie został nagrodzony platynową, ani złotą płytą. Factory nie należało po prostu do stowarzyszenia brytyjskiego przemysłu muzycznego (BPI), które nadawało wydawnictwom taki status. Dopiero później Bernard Sumner w celu zastopowania zalewu bootlegów skłonił wytwórnię do przystąpienia do BPI.

Singiel wydany tylko na dwunastocalowym singlu (z myślą o DJ-ach - to kolejne pionierskie posunięcie New Order) był niedostępny w formacie 7", z wyjątkiem promocyjnych serii wytłoczonych w Anglii i Japonii w mikroskopijnych nakładach oraz edycji polskiej (Tonpress S-534). Polski singiel - z otworem na krążek centrujący - był jedynym wydaniem "Blue Monday" nadającym się do odtwarzania w szafach grających, co biorąc pod uwagę ogromną popularność nagrania, uczyniło z niego w Anglii najbardziej poszukiwany towar eksportowy "made in Poland".

 

Copyright bogacz.pl