I kto tu się poddaje?

Wiadomość o tym, że wkrótce ukaże się nowy studyjny album The Chemical Brothers bardzo nas ucieszyła. Okazało się jednak, że na wywiad z Braćmi na razie nie mamy co liczyć, bowiem brytyjscy dziennikarze wyczerpali cierpliwość Toma Rowlandsa i Eda Simmonsa. Czekanie na odpowiedni moment oznaczało publikację rozmowy w momencie gdy "Surrender" - bo tak nazywa się ich nowy album - przestanie być już nowością. Nie pozostało nic innego jak również "poddać się", albo poradzić sobie w inny sposób. Wykorzystałem w tym celu technikę "cut & paste", powszechnie stosowaną m. in. przez DJ-ów, producentów i... młodzież kończącą studia (z wyjątkiem medycyny)... W ten sposób Ed i Tom opowiedzą Wam swoją historię.

Tom Rowlands: Poznaliśmy się w 1991 roku. Ed i ja studiowaliśmy na Uniwersytecie w Manchesterze.
Ed Simmons: Widywałem Toma na zajęciach z historii średniowiecza, a potem okazało się że ten zabawny długowłosy blondas bywa też na tych samych rave'ach co ja. Po dłuższej rozmowie zorientowaliśmy się, że słuchamy podobnej muzyki i obydwaj chcemy zostać DJ-ami.
TR: No i postanowiliśmy robić to razem. Przyjęliśmy nazwę The Dust Brothers w hołdzie dla oryginalnych Dust Brothers (amerykańska grupa producencka odpowiedzialna m. in. za płyty Beastie Boys, Tone Loca i Becka - przyp. MB) i zaczęliśmy występować w klubie Naked Under Leather.
E: Robiliśmy to po prostu dla zabawy.
T: A nagrywać własne numery zaczęliśmy dlatego, że chcieliśmy, aby były grane w klubach. Abyśmy mogli grać je sami, tak samo jak inni DJ-e i żeby wszyscy dobrze się przy nich bawili. Nie mamy żadnej szczególnej misji.
E: W zasadzie tworzenie muzyki powstało w naszym przypadku jako efekt uboczny DJ-owania. Po prostu nagrywa się swój numer na winyl i drukuje na nim numer telefonu. Jeżeli organizatorom imprez płytka się spodoba, to dzwonią i wynajmują cię jako DJ-a. Normalne metody promocji nam nie odpowiadały, woleliśmy pozostać przy graniu setów w klubach. Tom miał już za sobą granie w zespole i miał dość tej całej machiny z występami w TV, itp.
T: To była kapela techno. Nazywała się Ariel. Mieliśmy gitarzystę i wokalistę, a ja z moim kumplem zajmowaliśmy się programowaniem bębnów i innych rzeczy.
E: W ten sposób Tom zdobył sprzęt i umiał go obsługiwać. Na początku po prostu siedziałem i obserwując go uczyłem się DJ-ki i grania.
T: Już jako mały chłopiec uczęszczałem na lekcje gry na pianinie, a potem na gitarze. Ale potem lekcje zaczęły kolidować z odcinkami "Scooby Doo". Darłem się i kopałem, gdy rodzice usiłowali mnie zaciągnąć do pianina. Pewnie gdyby nie "Scooby Doo" brzmielibyśmy dzisiaj inaczej... A kiedy zacząłem grać na gitarze, pojawiły się automaty perkusyjne i samplery. Zabawa tymi instrumentami wydała mi się dużo bardziej pasjonująca niż szarpanie strun. Teraz zaś wynajmujemy gitarzystę, bo potrafi na niej grać dużo lepiej ode mnie.
E: Ja zacząłem od słuchania gitarowej muzyki jeszcze jako dzieciak. Najpierw było "Norwegian Wood" The Beatles, potem bardzo ruszyło mnie "Psychocandy" Jesus and Mary Chain.
T: Natomiast ja wolałem elektronikę. Z kumplami słuchaliśmy Kraftwerku i Cabaret Voltaire. Ale też bardzo podobało mi się wtedy The Woodentops.
E: Początki naszego grania to były piękne czasy, scena acid house kwitła w najlepsze i prawie wszyscy wtedy chcieli zostać DJ-ami. Nawet moja mama.
T: Nieprawda, że wszyscy. Moja mama chciała zostać MC, bo woli śpiewać. Żonglowania talerzami miała dość w domu.
E: Słuchaj, to może umówimy je. Jako DJ i MC mogą przecież założyć duet...
T: ...The Chemical Mothers!!!
E: Nasz pierwszy numer - "Song To The Siren" wydaliśmy własnym sumptem, a jedną z kopii wysłaliśmy do Andy Weatheralla. Bardzo mu się spodobał, grał go często w swoich setach i załatwił nam kontrakt z wytwórnią Junior Boys Own. W chwili gdy zobaczyłem jak Weatherall gra nasz numer, jak kręci on publikę, poczułem, że chcę robić następne nagrania.
T: Dobrze się stało, że płytkę po prostu wysłaliśmy Weathertallowi. Gdybyśmy chcieli się z nim najpierw dogadać, pewnie nic by z tego nie wyszło. Tego gościa trudno po prostu zrozumieć. Kiedyś Ed rozmawiał z nim przez telefon o sprzęcie i w pewnym momencie Andy powiedział, że jest zadowolony, bo właśnie dostał Chekhov Warp. Zaraz po rozmowie zaczęliśmy sprawdzać, co to za urządzenie, skoro Wielki Weathertall je zdobył. W końcu okazało się, że to nie jest żaden sprzęt. Andy po prostu otrzymał czek z wytwórni Warp.
E: Tak bardzo nas to rozśmieszyło, że remiks, który robiliśmy dla St. Etienne zatytułowaliśmy "Chekhov Warp Mix".
T: W ogóle remiksów robiliśmy wtedy dużo, głównie dla naszych rodaków - gitarowych kapel (m. in. Primal Scream, Manic Street Preachers, The Charlatans - przyp. MB). Mieliśmy czas na wyprodukowanie tylko dwóch własnych EP-ek. Robiliśmy się znani i coraz bardziej brakowało nam czasu.
E: W międzyczasie wróciliśmy do Londynu, gdzie graliśmy regularnie w klubie Heavenly Sunday Social. Byliśmy już na tyle popularni, że usłyszeli o nas amerykańscy Dust Brothers. No i w 1994 roku musieliśmy zmienić nazwę. Myśleliśmy o London Dust Explosion, ale stanęło na tym, że zostajemy przy Braciach.
T: Rok później podpisaliśmy kontrakt z Virgin i niedługo po tym ukazał się nasz pierwszy album, który, żegnając się z nazwą The Dust Brothers, zatytułowaliśmy "Exit Planet Dust".
E: Chcieliśmy zrobić numery z wokalami. Udało nam się namówić Tima Burgessa z The Charlatans i pięknie śpiewającą Beth Orton.
T: "Exit Planet Dust" to czadowa płyta, funkowe, breakbeatowe rytmy i sporo hałasu.
E: Potem nagraliśmy singiel "Setting Sun". Tym razem udało nam się namówić do zaśpiewania Noela Gallaghera. Tekst i melodia też są jego autorstwa.
T: Znaliśmy go już wcześniej, bo graliśmy trasę z Oasis, a ponadto Noel często bywał w klubie, w którym gramy.
E: Mimo ogromnej popularności jego kapeli to nadal zabawny i bardzo rozrywkowy facet. Potrafi każdego rozśmieszyć.
T: "Setting Sun" to jeden z naszych najlepszych numerów. Powstał jako hołd dla "Tomorrow Never Knows" The Beatles. Jest świetny, tak samo jak zrobione do niego wideo.
E: Nic dziwnego, że zainteresowało się nim MTV.
T: Zawsze brakowało nam "żywych" instrumentów. Podobało nam się to co zrobili Orbital i Prodigy. Grali na żywo, używali gitar.
E: Stąd pomysł współpracy z Noelem Gallagherem.
T: "Dig Your Own Hole" - nasz drugi album ukazał się w 1997 roku. Nieźle na nim namieszaliśmy Beth ponownie ślicznie zaśpiewała w "Where Do I Begin".
E: Do "The Private Psychedelic Reel" udało nam się zaprosić mistrzów współczesnej psychodelii - Mercury Rev.
T: "Block Rockin Beats" narobił sporo zamieszania na listach przebojów. No i ma świetny tytuł - gramy i nagrywamy bardzo głośno. W studiu, w którym pracujemy - Orinoco, przeważnie zapominamy o zamykaniu drzwi i inni ludzie pracujący w tym budynku nie mogą się skupić...
E: To co gramy było początkowo określane jako trip-hop. Taka nazwa przypadła nam do gustu. Trip kojarzy się z psychodelią, tymi wszystkim dziwnymi dźwiękami, a hip-hop to przecież beat - baza naszej muzyki.
E: Znaczenia rytmu nauczyliśmy się od artystów hip-hopowych.
T: Na samym początku słuchaliśmy Public Enemy. Mieliśmy automat perkusyjny i staraliśmy się skopiować beat, jaki słyszeliśmy w ich numerach. To nauczyło nas koncentrować się na rytmie, który ma centralną rolę w naszych nagraniach.
E: A potem mianem trip-hop zaczęto określać grupy takie jak Portishead, co jest zupełnie bez sensu (Portishead też tak uważają - przyp. MB). To co grają, to raczej nowoczesny soul.
T: Modern blues, czy coś takiego.
E: Etykietka "trip-hop" bardzo nam odpowiadała. To wstyd, że teraz używa się jej w innym znaczeniu.
T: Potem nazywano nas "pionierami big beatu". Określenia się zmieniają, a my wciąż pozostajemy sobą. Jest dużo innych zespołów które są wrzucane razem z nami do worka "Big Beat", choć ich brzmienie nie ma nic wspólnego z naszym. Jednak ludziom spodobał się ten "styl", nazwa też się przyjęła i jakoś się przyzwyczailiśmy.
E: Ale nie jesteśmy częścią jakiegoś stylu czy ruchu. Porównuje się nas do Orbital, Leftfield albo Underworld, ale nasza muzyka jest przecież zupełnie inna.
T: Ale możemy grać koncerty razem z nimi. Świetnie do siebie pasujemy.
E: Wszyscy wykorzystujemy gitary. Prodigy i Underworld wydają się iść ręka w rękę z rockiem.
T: Muzyka to muzyka. Rock i soul, jazz, blues...
E: ...i gospel.
T: Wszystkie te style są fajne.
E: W Ameryce podoba mi się to, że poszczególne odłamy sceny niezależnej nie zwalczają się wzajemnie. Wszyscy mogą koegzystować w zgodzie, tak długo, jak ludzie uznają za wroga Celine Dion, a nie inne alternatywne style.
T: Choć nasze podejście do grania jest odmienne od grup rockowych. Tam uwaga skupia się na wokaliście wyśpiewującym o swoich kłopotach. Nasze koncerty to bardziej klubowe podejście. Staramy się o jak najlepsze efekty świetlne i nagłośnienie.
E: Jeżeli miejsce, w którym mamy zagrać nie posiada dobrego sprzętu, to zabieramy własne światła i "sound system". Ludzie mają bawić się przy naszej muzyce, tańczyć. Nawet gdy gramy "normalne" koncerty, to chcemy stworzyć klubową atmosferę.
E: W studiu też wypracowaliśmy sobie własny styl pracy. Ale myślę, że opowiadanie o nim byłoby nudne... Zaczynamy od nagrania perkusji.
T: Nie zawsze. Czasami jest to gitara albo klawisze. Nie mamy jakiś ścisłych reguł. Po prostu udajemy się do studia i przebywamy tam tygodniami. Słuchamy mnóstwa płyt i tak sobie siedzimy...
E: ...opierdalamy się.
T: Nie robimy nic tajemniczego. Żadnych mistycznych historii.
E: Mamy jakiś pomysł. Przekładamy go na dźwięki. Potem to nagranie poddajemy studyjnej obróbce. Następnie gramy efekt naszej pracy w klubach, aby sprawdzić reakcję publiczności. Obserwujemy, co się podoba, czy poszczególne dźwięki pasują do siebie. Wracamy do studia i dokonujemy poprawek. I tak w kółko.
T: W końcu jednak ustalamy: "no dobra, wystarczy", i numer jest gotowy.
E: Album "Brothers Gonna Work It Out" zawiera trochę naszych numerów, ale głównie obce rzeczy. Nie jest to zwykły mix-album, bo prawie wszystkie kawałki, które na nim umieściliśmy, wcześniej poddaliśmy remiksowi.
T: Z naszych rzeczy jest tam choćby "Block Rockin' Beats" w miksie The Micronauts.
E: Lubimy tych kolesi. Kiedyś nawet zjedliśmy z nimi obiad. Włoskie żarcie. Mniam, mniam.
T: W miksie wykorzystaliśmy sporo numerów, które kręciły nas, kiedy studiowaliśmy w Manchesterze. Znaliśmy je z wypadów do Haciendy.
E: Po prostu chcieliśmy mieć rzeczy, które lubimy, na naszej własnej płycie, ot choćby Kenny'ego Dope.
T: Są tam numery które sami często grywamy w naszych setach, np. "Thunder" Renegade Soundwave, ale też takie, z których wykorzystaliśmy tylko jakiś mały fragment, jak "Mars Needs Women" Meat Beat Manifesto.
E: "Brothers Gonna Work It Out" wydało Freestyle Dust. To nasza własna wytwórnia płytowa...
T: ...ale tylko my do niej należymy. Mimo to nieźle sobie radzi. Wydaliśmy dobrze sprzedający się album i nie mamy kłopotów ze spójnością artystyczną naszych wykonawców...
E: Chcielibyśmy wydawać nowe rzeczy, ale po prostu...
T: ...nie możemy znaleźć nic odpowiedniego.
E: Nie, to nie do końca tak. Jest mnóstwo dobrych rzeczy.
T: Ale już wszystkie zostały przez kogoś wydane.
E: Może jednak kiedyś na poważnie zaczniemy prowadzić małą wytwórnię płytową i wydawać różne rzeczy.
T: E tam. Za parę lat przejdziemy na emeryturę i będziemy mieli mały sklepik z antykami.
E: Trudno powiedzieć, co będziemy robić za jakieś 10 lat. A w muzyce w ciągu najbliższej dekady chyba wiele się nie zmieni.
T: Hahaha. Pewnie będzie zdalnie sterowana przez Centralny Mózg. Albo będą ją robić małpy. A tak naprawdę to nie mam pojęcia, co będzie grane za dziesięć lat. Nie interesują nas trendy i style. Gramy to, co gramy. Od trendów są specjaliści w wytwórniach płytowych.
E: Nasz najnowszy album, "Surrender" pełen jest niespodzianek i zaskakujących motywów, ale przede wszystkim jest to po prostu rozrywkowa płyta. Bliska temu, co gramy na żywo.
T: Przy jej nagrywaniu mieliśmy dużo zabawy, wyszły nam nawet dwie ballady, kołysanki przypominające klimatem Velvet Underground - "Dream On" i "Asleep From Day". I ponownie gościliśmy Noela Gallaghera z Oasis ("Let Forever Be") i Jonathana Donathue z Mercury Rev ("Dream On").
E: Pomagali nam też nowi goście. Bobby Gillespie z Primal Scream ("Out of Control"), Hope Sandoval z Mazzy Star ("Asleep From Day") i Bernard Sumner z New Order ("Out of Control").
E: Pracowaliśmy nad "Surrender" cały rok. Po prostu bardziej się przykładaliśmy i nagrywanie zajęło nam więcej czasu niż zwykle. Wcześniej graliśmy koncerty i sety w klubach, a płyty robiliśmy w międzyczasie. Teraz zdaliśmy sobie sprawę, że nie liczy się natychmiastowy efekt, ale pchnięcie muzyki w nowych kierunkach. Nie mieliśmy wyraźnej wizji, jaka to ma być płyta. Wszystko rozbijało się o drobne szczegóły. Np. bardzo długo nie mogliśmy ustalić kolejności numerów na płycie. W końcu jednak po kolejnych przeróbkach całość udała się nad wyraz dobrze. To nasz najlepszy album.
T: Jak zawsze, nad wszystkim pracowaliśmy wspólnie. W jednym studiu, na jednym stole mikserskim i komputerze. Całą muzykę na "Surrender" napisaliśmy razem. Tym razem spędziliśmy więcej czasu na tworzeniu brzmień, zanim zaczęliśmy komponować poszczególne numery. Po "Dig Your Own Hole" sporo kapel zaczęło wykorzystywać te same dźwięki co my, trzeba było poszukać nowych, ekscytujących brzmień. Używamy też więcej analogowego sprzętu. Chcieliśmy, żeby była to płyta pionierska i ambitna - w pozytywnym sensie tego słowa. Postawiliśmy poprzeczkę bardzo wysoko.
E: Kiedy zaczynaliśmy wspólne granie, tworzyliśmy po prostu kawałki do puszczania w klubach. Teraz koncentrujemy się na tworzeniu albumów. Różnica polega na tym, że album musi być spójny, to jak zaprogramowanie godziny muzyki. Lubimy to, lubimy budować nastroje, tworzyć "soniczne otoczenie".
E: Pierwotna wersja "Out Of Control" była zupełnie inna. Usunęliśmy z niej choćby mocny syntezatorowy riff. Beat, jaki zrobiliśmy do tego numeru kojarzył nam się z New Order. Kochamy ten zespół, a Bernard Sumner to nasz bohater. Wysłaliśmy mu więc taśmę z "Out Of Control" i nasz kawałek przypadł Bernardowi do gustu. Potem odwiedził nas i wspólnie nagraliśmy wersję, którą znajdziecie na albumie. Gdyby to była nasza pierwsza płyta, na pewno nie zdobylibyśmy się na skontaktowanie z Sumnerem, Teraz, gdy jesteśmy znani, mogliśmy sobie na to pozwolić. "Out Of Control" to chyba najlepszy numer na "Surrender". Choć z drugiej strony - biorąc pod uwagę emocjonalne znaczenie jakie ten kawałek ma dla nas - to najbardziej lubimy "Chemical Beats".
T: Ja jednak uważam, że "Out Of Control" jest najlepszy. Można dać się zabić za każdy dźwięk z tego numeru, można zastawić za nie własny dom...
T: Na pierwszym singlu z "Surrender" znalazł się "Hey Boy, Hey Girl". Myślę, że poczynamy w nim sobie dość zuchwale, odcinamy się od rzeczy, które nagrywaliśmy wcześniej. Drugi singiel to "Let Forever Be" z Noelem Gallagherem. Ten numer to najbardziej "ludzko" brzmiąca, komputerowa muzyka, jaką udało się nam zrobić...
E: Nazywamy to - organiczna elektronika.
T: A co do remiksów - Sascha zrobi "Out Of Control". I to na razie tyle, bo na strony B singli mamy dużo nowych numerów, które po prostu nie pasowały do albumu.
E: Album początkowo miał być zatytułowany "Welcome to the Warm Arts", ale w końcu zdecydowaliśmy się na "Surrender". "Poddawanie się" może mieć negatywne i pozytywne znaczenie. Człowiek może poddać się w dodatnim sensie tego słowa. Może poddać się muzyce czy Bogu, po prostu zdać się na jakąś "siłę wyższą". Nie myślcie, że jestem religijnym facetem! Chodziło nam raczej, hmm, przykład z muzyką jest lepszy. Poddajecie się muzyce, wpadacie w trans, no wiecie...
Techno Party: Wiemy...

Cytaty pochodzą z Addicted To Noise, DanceSite, New Musical Express, The Rift, MTV i internetowej witryny The Chemical Brothers - Elektrobank.

całość zmajstrował Marcin Bogacz

Dyskografia

The Dust Brothers

Single:

"Song To The Siren" (Junior Boy's Own, 1993)
"Fourteenth Century Sky" (Junior's Boys Own, 1994)
"My Mercury Mouth" (Junior Boy's Own, 1994)

The Chemical Brothers

Single:

"Leave Home" (Junior Boy's Own, 1995)
"Life Is Sweet" (Junior Boy's Own/Virgin/Astralwerks, 1995)
"Loops Of Fury" (Junior Boy's Own/Astralwerks, 1996)
"Setting Sun" (Junior Boy's Own/Virgin/Astralwerks, 1996)
"Block Rockin' Beats" (Virgin/Astralwerks, 1997)
"Elektrobank" (Freestyle Dust/Virgin/Astralwerks, 1997)
"Hey Boy Hey Girl" (Virgin/Astralwerks/EMD, 1999)

Albumy:

"Exit Planet Dust" (Junior Boy's Own, 1995)
"Dig your own hole" (Junior Boy's Own/Virgin/Astralwerks, 1997)
"Brothers Gonna Work It Out" (Freestyle Dust, 1998)
"Surrender" (Virgin/Astralwerks, 1999)

Dyskografię uzupełniają płyty z remiksami autorstwa The Chemical Brothers:

"Chemical Reaction: The Best of British Electronica" (Afrodesia, 1997)
"Chemical Reaction Remixes" (Blackheart/PGD, 1998)

Copyright bogacz.pl