Jesteśmy za różnorodnością

Po roku, który zajęło im nagrywanie nowego albumu Basement Jaxx zbierają zasłużone owoce swojej pracy. Już teraz "Rooty" kwalifikuje się do miana tanecznej płyty roku. Jednak zanim jego twórcy udadzą się na wakacje, muszą jeszcze... zaspokoić ciekawość wszystkich zainteresowanych. W tym celu skontaktowaliśmy się z Simonem Ratcliffe'm, połową londyńskiego duetu.

Techno Party: Wasz nowy album cieszy się dużą popularnością i prawie wszyscy bardzo go chwalą. Czy wy również jesteście zadowoleni z "Rooty"?

Simon Ratcliffe: Tak, jesteśmy bardzo zadowoleni. Myślę, że gdyby było inaczej, nie wydalibyśmy tej płyty. Chcieliśmy, aby nasza muzyka osiągnęła nowy poziom, spróbowaliśmy czegoś bardziej ryzykownego, łączyliśmy różne style, aby powstało coś nowego i pasjonującego...

T.P.: ...i udało się. Jesteście nominowani do nagrody Mercury Music, jak to przyjęliście?

S.R.: Cieszymy się, to niespodzianka. Nie spodziewaliśmy się tego. Kiedy wydaliśmy "Remedy" mieliśmy nadzieję, że zostaniemy nominowani, ale tak się nie stało. Teraz nie liczyliśmy na nominację, a jednak ją dostaliśmy. Osobiście, nie uważałem, że Mercury Music Prize to coś ważnego, ale ta nominacja ma swoje plusy, robi nam reklamę. Poza tym to miłe, że jesteśmy traktowani serio, niektórzy twierdzą, że gramy po prostu muzykę do tańca i nie biorą poważnie naszej pracy, a my naprawdę traktujemy ją serio. Zatem nominacja do Mercury ilustruje, że coś się zmieniło i to mnie bardzo cieszy.

T.P.: Jednak nie przepadasz za imprezami tego typu, jeśli wygracie, będziecie musieli pokazać się na gali, walnąć przemówienie itd. Wtedy też będziesz taki zadowolony...?

S.R.: Cóż, zgoda... Jeśli wygramy, będę szczęśliwy, ale rzeczywiście nie lubię takich imprez, zatem... zobaczymy, może parę drinków i jakoś to będzie (śmiech)...

T.P.: Zwykle po bardzo udanym pierwszym albumie pojawia się duża presja, aby następny co najmniej mu dorównał. A "Rooty" wydaje się być zrobiony na luzie, bez przejmowania się czymkolwiek. Jak udało wam się to osiągnąć?

S.R.: Staraliśmy się wyłączyć, zamknąć przed światem, zapomnieć o tym, co myślą o nas inni i na co liczą. Sukces "Remedy" pozwolił nam uwierzyć we własne siły i nie przejmować się tym, co będzie. Po prostu zamknęliśmy się w studiu i tworzyliśmy muzykę, nie zastanawiając się, jaki to będzie styl, komu to się będzie podobać itd. Zamiast rozmyślać, zabraliśmy się do pracy. Zbyt wiele myślenia może być niebezpieczne, zamiast działać, marnujesz życie na myśleniu, martwieniu się, nie uzyskując żadnych odpowiedzi. Oczywiście trzeba trochę "pogłówkować", nie wystarczy sama intuicja i działanie, ale trzeba to spożytkować na coś produktywnego.

T.P.: Słyszałem, że kiedy pracowaliście nad "Remedy", wasza wytwórnia - XL, kazała usunąć "zbyt radosne" numery z płyty. Teraz chyba nie mieliście takich problemów?

S.R.: Właściwie wytwórnia nigdy nas nie zmuszała do niczego, ale faktycznie oni kierują się własnym gustem i preferują bardziej ponurą muzykę. Ale wiesz co? Dziennikarze mówią nam, że "Rooty" jest mroczniejsze niż "Remedy"... Inna sprawa, że istotnie, po sukcesie "Remedy" firma bardziej nam ufała, uwierzyli, że wiemy, co robimy. Wcześniej byli trochę nerwowi i nikt specjalnie nie wiedział, jakie powinno być brzmienie Basement Jaxx. Teraz na "Rooty" znalazło się nagranie "Do Your Thing", które niezbyt się im spodobało, ale powiedzieliśmy, że chcemy je mieć na albumie, jest dla nas ważne - i tak się stało. Okazuje się, że to jeden z najpopularniejszych numerów płyty, czyli opłaca się być stanowczym...

T.P.: Interesuje mnie goryl albinos, którego umieściliście na okładce. To pewnie jakiś symbol?

S.R.: To prawda. Najpierw zobaczyliśmy go na zdjęciu pochodzącym z zoo w Barcelonie i pomyśleliśmy, że to fajny obrazek. Ale to coś więcej, myślę, że to jedyny goryl albinos na świecie, to wybryk natury - jest inny, ale jednocześnie piękny, zdumiewający. Chcieliśmy pokazać, że fakt, iż różnimy się między sobą, jest wspaniały, ludzka odmienność zachwyca nas i zadziwia - nikt nie powinien martwić się tym, że jest w jakiś sposób "inny". Jesteśmy za wszelką różnorodnością...

T.P.: ...i spontanicznością. "Rooty" wydaje się być nawet trochę chaotyczne - w pozytywnym sensie tego słowa. Wiele osób, które zaśpiewały na płycie, znalazło się na niej przypadkiem, a w nagraniach panuje atmosfera, jakby w studiu odbywała się regularna impreza. Tak było, czy to zamierzony, wykalkulowany efekt?

S.R.: Cóż, zwykle nie imprezujemy podczas pracy. W studiu jesteśmy naprawdę zdyscyplinowani, nie pijemy, nie palimy - jest porządek. Kiedy zapraszaliśmy wokalistów i wokalistki, staraliśmy się, by podczas nagrywania panowała sympatyczna atmosfera i żeby śpiewali na luzie, czego zwykle w takich warunkach nie robią. Jednak gdy pracujemy sami, jesteśmy skoncentrowani i skupieni. Zatem ta "impreza w studiu" to tylko iluzja. Ale przy słuchaniu nie musisz się nad tym zastanawiać, czasami nie jest dobrze wiedzieć zbyt dużo (śmiech).

T.P.: Jaki będzie drugi singiel z "Rooty" i kto zrobi remiksy?

S.R.: "Just One Kiss", a co do remiksów, jeden zrobią Sunship, a drugi - choć to nie będzie remiks, a zupełnie nowa wersja - Boris Dlugosch. Płyta powinna ukazać się we wrześniu.

T.P.: Planujecie jeszcze następne, w końcu jest w czym wybierać...?

S.R.: Owszem, ale dopiero w styczniu, to będzie "Where's Your Head At?". Później być może jeszcze "Broken Dreams", ale jeszcze nie jesteśmy pewni.

T.P.: A czy wydacie coś nowego nakładem swojej własnej firmy Atlantic Jaxx?

S.R.: Tak, chcemy wypuścić wkrótce EP-kę z nagraniami, które nie zmieściły się na albumie. Jedno z nich powstało pod wpływem muzyki hiszpańskiej, drugie - muzyki latynoskiej, a jeszcze inne - greckiej. Czyli będzie to taka międzynarodowa płytka... Poza tym za kilka miesięcy wydamy album Ronnie'go Richardsa, to wokalista reggae, z którym od dawna współpracujemy.

T.P.: Skoro mówisz o międzynarodowych wpływach - zastanawiam się właśnie, jak zakwalifikować "Broken Dreams". Ta piosenka jest trochę jakby hiszpańska, trochę francuska, a właściwie sam nie wiem jaka...

S.R.: Wykorzystaliśmy w niej próbkę pochodzącą z tradycyjnej piosenki hiszpańskiej. Felix (Buxton - przyp. MB) znalazł taką starą płytę gdzieś w Barcelonie... Zatem zsamplowaliśmy fragment i napisaliśmy całą resztę, muzykę i słowa, graliśmy na trąbkach, gitarach, zrobiliśmy z tego nowy numer. Ale z tego sampla bierze się klimat nagrania. Niektórzy mówią, że "Broken Dreams" brzmi bardzo francusko, a np. w Japonii powiedziano nam, że przypomina ono stary japoński pop - bardzo dziwna sprawa (śmiech)... Miłe jest to, że moja mama lubi tą piosenkę, z resztą mój dziadek również - jest przystępna także dla ludzi dobrze po pięćdziesiątce...

T.P.: Niestety pora kończyć, zatem czas na ostatnie pytanie: czy jest ktoś, z kim chcielibyście pracować, a jeszcze nie mieliście do tego odpowiedniej okazji?

S.R.: Być może to nie tyle kwestia okazji, co raczej tego, że powinniśmy spróbować, a jeszcze tego nie zrobiliśmy. Niech pomyślę... Jakaś dobra wokalistka... Wiem - Chaka Khan, byłoby miło... Może jeszcze Faith Evans. No i już nikt więcej nie przychodzi mi do głowy.

T.P.: W takim razie spróbujcie i życzę, żeby się wam powiodło. Dziękuję za rozmowę i mam nadzieję, że zobaczymy was w Polsce.

S.R.: Chętnie, dziękuję.

Rozmawiał: Marcin Bogacz